czwartek, 20 kwietnia 2017

Nic śmiesznego
Taki wpis życiowy, dla rodziców mi podobnych - proza życia - więc niech się dodatkowo nie nakręcają i nie czytają. Dla innych może być to ciekawa „egzotyka”. Zaczynam.
Byłam dziś z Hanią lat prawie 10 w Poradni przy Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Prokocimiu. Nic tam nadal Wielkiego, zawsze jak Zwykle, niestety! Wizyta ortopedyczna na 10.00, pomarańczową rejestrację (główną) zaliczamy o 9.00 i czekamy…..1 h mija dość beztrosko i zawsze tak samo – rozglądanie się po ludziach, tj. pacjentach, szukanie w tłumie znajomych twarzy (zawsze się jakaś znajduje), podawanie dziecku jedzenia, picia. Siku dziecko, rodzic dzielny po kawie, bo pilnowanie kolejki, a nóż zawołają o czasie?!! Zdarzyło się to dziś faktycznie, po godzinnym oczekiwaniu odbyliśmy 1minutową wizytę w gabinecie -  celem odebrania skierowania na rtg bioder. Naleganiom moim nie było końca, aby przy tej okazji zrobić też rtg kręgosłupa  -”Nie, bo było w czerwcu”, odpowie pani wypisująca skierowania, ale idzie zapytać doktora - czy napisać na oba - się zgodził -  wypisała - uff… Teraz to skierowanie w drugim końcu szpitala trzeba było zarejestrować, po czym iść do pokoju rtg znów w innyrejon szpitala. Ok. Doświadczona już w temacie od razu zgłosiłam, że chcę potencjalne wyniki na płycie CD. Pani jeszcze w rejestracji  - po omówieniu przebiegu Świąt Wielkanocnych z koleżanką, pyta mnie czy na pewno, bo oni nagrywają te płyty, a ludzie potem nie odbierają, wow, i czy się Dobrze Zastanowiłam??? Tak, już w domu zastanowiłam się i chcę. 1, 69 ZA USŁUGĘ. Trzeba iść zapłacić  w kasie na parterze, przynieść paragon i pani wyda płytę. JUTRO NAJWCZEŚNIEJ. Z uśmiechem, wiecie czego, na twarzy dziękuję serdecznie. Pani radzi mi zapłacić dopiero jutro, bo jak dziś zapłacę, to mogę zgubić paragon i co pokażę jutro? Tak zrobię. Teraz trzeba wykonać rtg – pomijam szczegóły położenia dziecka w obcym miejscu, nagiego, na zimnej leżance – dziecka które ma lęki w pozycji leżącej. Ale panie dwie miłe, jak nigdy…Pomogły. A może nie utrudniały zaledwie? Prześwietlenie za nami. Dziecko mam dzielne. Kocham. Nad życie.
Teraz ubrać dziecko niesiedzące na stojąco, bo stołka\krzesła\ławki dla rodzica brak i znów pod gabinet pana doktora – miało być bez kolejki, było z kolejką. O 11.30 byliśmy załatwieni. A doktor jest niesamowity, to musze mu przyznać, potrafi równocześnie rozmawiać z pacjentem w gabinecie i odbierać telefony i wygląda na to, że wie co mówi tak do jednych , jak i drugich. Za każdym razem obserwuje to z niedowierzaniem.

Ale finał.No NIESTETY  biodro po zabiegu adduktorotomii, czyli podcięcia przywodzicieli uda, nie jest wcale lepsze, ale ponoć ważne jest, by nie było gorsze. Zabieg do 90% chroni przed zwichnięciem, na dzień dzisiejszy zwichnięcia nie ma i oby tak pozostało. Ćwiczenia, masaże , odwodzenie – co tez codziennie robimy. Kręgoslup za to,  od czerwca zaledwie, wygłada dużo gorzej L((( Skolioza, Hania urosła szybko w owym czasie i klops. Za 2 miesiące znów wizyta i będziemy musieli rozważać wówczas gorset…Koszmar dziecka i rodziców. Podziękowałam swojej intuicji nie bez wyrzutu, czy ja zawsze musze mieć racje???

Rtg, wizyta 20 minut – i o 12.30 byliśmy w domu, mąż wziął dzień wolny w pracy na te okazję, bo chyba domyślacie się, że samej  z Hanią i  wóziem inwalidzkim byłoby mi trochę ciężej.

Na koniec opowiem, jak przyszedł o 11.00 pan do kolejki z dzieckiem na ręku i kartką, że on miał mieć wizytę na 10.45, ale się spóźnił, bo z daleka. Pani przed nim mówi mu, że ona z 9.15. Żal mi się go zrobiło, widać że człowiek pierwszy raz. Wyjął telefon i chyba do domu zadzwonił, ze dziś nie wróci...


No to jeszcze jutro po płytkę CD i mamy z głowy do 21 czerwca. A  15 maja neurologiczna, 23  sierpnia endokrynologiczna. Tam jeszcze dziecko,  w tzw ”międzyczasie” ważą i mierzą. Na stojącoJ. Jest Moc!

wtorek, 7 lutego 2017

No mercy....
Styczeń nie ma dla nas litości, wymęczył mi Hanie, że hej!:(. Od 5 stycznia siedzimy plackiem w domu-  najpierw zabieg, obawa o przebieg znieczulenia i samo cięcie, potem tygodniowa rekonwalescencja w domu, ćwiczenia, rozciąganie, szwy itd.Wróciła do szkoly na pare godzin i wróciła z wirusem, jak sie pptem okazalo - grypy!:( Dzieci z klasy w szpitalu, my walczylismy w domu ( 2 skierowania do szpitala).Walczyliśmy także, niestety z bezdusznościâ....lekarza z rejonowej przychodni...co skończyło się kłótnią i zabraniem stamtąd papierów całej naszej rodziny.Mase emocji, upokorzenia, ale matka zrobi dla dziecka Wszystko. Teraz mamy już lekarza Człowieka:).Po grypie przyszło zapalenie krtani i gardła, antybiotyk i następnie po nim- zapalenie jamy ustnej:( Teraz zmagamy się z,powikłaniami albo po grypie albo antybiotyku, czyli brakiem ochoty na jedzenie i picie, ppgorszeniem padaczkowym oraz lękami, ale,z dnia na dzień jest coraz lepiej. UWAŻAJCIE NA wstręciucha grypy! Objawia się wysoką gorączką i potwornym kaszlem!- choć w Krakowie oglaszają alarm smogowy " tylko" , to panuje tez grypa, choć Sanepid nie oglosił epidemii, szpitale pękają w szwach:(.

środa, 4 stycznia 2017

Lubię

Bardzo lubię poranki, gdy pakuję Hanię o 7.00, stroję, plotę warkocze i razem( lub z Tatą) wyjeżdzamy do Szkoly...W plecaku dzienniczek i drugie sniadanie, picie i w drogę! Oddaję nauczycielom Hanię na 6h i jestem spokojna, ze jest w znakomitych rękach, zadbana, zaopiekowana i szcześliwa- widać, ze lubi te swoją przestrzeń, swoj szkolny świat, koleżanki i zajęcia.A ja mam chwilę na oddech, bo nie-sprawowanie nad dzieckiem kontroli 24h jest baaardzooo potrzebne, odbudowuje i umysł i ciało.Nie wiem czy siedzi prosto, czy głowę trzyma sztywno,  czy ładnie je, czy się nie nudzi?I nawet o tym bardzo nie myślę,....bo Ktos Inny ogarnia to za mnie i ufam...Mam chwilę na zakupy, na przygotowanie obiadu i wszystkie inne sprawy związane zazwyczaj jednak z Hanią. Szkoła daje nam wszystkim poczucie normalności. o tak....
Lubie też wracać do domu, te 30 min w korkach, włączyć Krolową Łez na full i mieć całkowity reset:)
 Lubię też spogladać na zegarek minutę po 12.00, bo nauczona( życiem?) wszystko juz zrobiłam, wypełniłam, załatwiłam, umówiłam i wiem,że już tak będę patrzeć na ten zegarek i mysleć (jednak!), że Hania właśnie kończy rehabilitacjei zaraz ma obiad.
Lubię o 13.20 wyruszyc po mojego Skarba i mieć go wkrótce znow przy sobie, wycałować, jakbym 100 lat nie widziała i rosnąć z dumy, ze taka grzeczna, ze wszystko super, ze w formie:) Ach....

niedziela, 29 listopada 2015

Ach:)








Okazuje się – że Nie Pracując zawodowo – mam jeszcze więcej obowiązków na głowie – niż wcześniej :) Można rzec paradoks? Albo kwestia przekonania – jestem nie do zastąpienia :), a może jednak organizacji? – no już sama nie wiem. Jednak stąd właśnie opóźnienia w pisaniu.

Idąc jednak w kierunku zasady Lepiej późno niż wcale – chciałabym serdecznie podziękować Dyrekcji, moim koleżankom i kolegom z SP za cudowne, przemiłe, zupełnie niespodziewane pożegnanie mej skromnej osoby, a co najważniejsze – za Prezent dla Hani… Po otrzymaniu pudełka czekoladek, jak myślałam – nie przypuszczałam nawet że zawartość jego opiewa nie w słodkości – a w banknoty…(bardzo sprytne!) W domu wzruszenie odebrało mi wręcz mowę! Serdeczne dzięki inicjatorom tej akcji i hojnym ofiarodawcom:)- cała kwota została przeznaczona na ćwiczenia NDT, którą to metodą Hania pracuje od urodzenia. 

Dziękuję że wciąż pytacie o Hanię, o jej postępy, o zdrowie, o szkołę - to Najcenniejsze...








czwartek, 5 listopada 2015

Żeby było jak zawsze...



Ludzie mający zdrowe dzieci – odprowadzają je do szkoły, idą do pracy, potem na szybkie zakupy, coś planują, na coś ponarzekają – mają takie zwykłe  problemy – bez konieczności pamiętania o lekach, o rehabilitacji i wielu innych rzeczach.

Żyjąc z Hanią nauczyliśmy się mieć stale z tylu głowy masę różnych spraw, ogarnięcie których jest warunkiem bezpieczeństwa i  dobrego samopoczucia naszego dziecka, że pewne sprawy nawet nie przechodzą nam przez myśl – np. całonocne wyjście na wesele…

Nauczyłam  się żyć w stanie stałego wyrzutu adrenaliny ciesząc się euforycznie niemal każdym drobiazgiem, przespaną nocą Hani, tym że jest zadowolona, i że jedziemy  na działkę.

Nadchodzi czasem jednak taki okres – że Hania zachowuje się świetnie, czuje stabilnie, je i śpi cudnie. Kiedy trwa to dłużej niż 2 tyg.uruchamia się we mnie  pewien mechanizm, nazwijmy to „normalności”:)) – po prostu czuję się i zachowuję  jak mama zdrowego dziecka i zwykły człowiek!  Dostrzegam np. problemy innych, albo kolejkę w piekarni, włączam marudzenie, dopada mnie przygnębienie - bo zdaje sobie sprawę z faktu, że mimo lat rehabilitacji  Hania nadal np nadal nie siedzi! Albo że jestem coraz starsza! Dobijam się, ogarnia nie marazm, wątpię w sens wszystkiego i niewiele mnie w moim dziecku zachwyca. Albo myślę o tym że „siedzę „ w domu – nie pracuję! Że dobrze byłby się wspiąć o jeden level wyżej, ot tak żeby być na  +1!

Wystarczy jednak jedna ciężka chwila, jeden napad z bezdechem, krztuszenie wymiotami w nocy i od razu wracam do pionu – nie chce już nic więcej – tylko tego by Hania Była, by rano pojechała do szkoły, żebym mogła z nią spacerować, karmić ją, czesać warkocze, cieszyć się jej radością, uśmiechem, żebyśmy żyli jak dotąd – chcę tylko naszego poziomu 0…


Pamiętam czas, jak w ciągu roku leżeliśmy 4x w szpitalu i pewnego dnia wykończona, zrezygnowana i smutna zapytałam męża – Czy jeszcze kiedyś będzie normalnie? – on myślał wtedy zapewne, że pytam go o to – czy Hania cudownie ozdrowieje – bo utkwił wzrok w podłodze. A mnie chodziło tylko o to – czy my w ogóle(!) wrócimy do domu, czy wykapię Hanię we własnej łazience i dam jej zupę butelką ze smokiem, nic więcej…

Pamiętam też mamę zdrowego chłopca z zapaleniem płuc, która marudziła i ponaglała lekarzy, co jakiś czas głosząc – że Ona nie zamierza całego dzieciństwa syna spędzić w szpitalu!

 Ot…taka historia.

 Jesień Panie…jesień.




piątek, 21 sierpnia 2015

20 sierpnia 2007 godzina 3.30




Te dzień i godzina na zawsze zmieniły nasze beztroskie życie - 4 lata po Ślubie – urodziła się nasza Hania :)
Czy gdybym 8 lat temu  - będąc w szoku i depresji wiedziała - że w dniu 8 urodzin moje dziecko nadal  nie będzie mówić, siedzieć, chodzić - miałabym siłę walczyć, rehabilitować, leczyć, żyć ? Na szczęście  nikt wówczas niczego podobnego nie prognozował i nigdy nie padło słowo NIGDY.  A potem wiara w postęp ustąpiła miejsca bezgranicznej miłości i wszystko zaczęło być prostsze…

Rozpacz – mijała powoli…
Ból  - mijał powoli…
Radość  - przychodziła powoli…
Uśmiech – przychodził powoli…
Szczęście – przychodziło powoli…


A nadzieja? – jest  ZAWSZE…

W dniu Twoich urodzin życzymy  Ci Haniu – byś była SZCZĘŚLIWA – by uśmiech Twój upewniał nas  o tym każdego dnia.  Jesteś naszym Sensem,
Życiem i największym Skarbem .




poniedziałek, 13 lipca 2015

Nie - moje odkrycie, cz. 2 Żyworódka



Żyworódka – a dokładnie żyworódka pierzasta (Kalanchoe daigremontina) przyjechała do mnie z Krosna razem z Ulą – jej właścicielką. Ona to namawiała,  polecała, przekonywała że dobra dla „naszych” dzieci, a skoro tak – posadziłam i ja. Rosła pięknie i bujnie, że ho ho!, rozmnażała się na potęgę, tak w domu, jak i na balkonie. W razie potrzeby wystarczy jeden listek!  Rzecz ma się kataru, z którego pozbyciem Hania ma spory problem – nie umie świadomie smarknąć! Sok z roślinki wkropiony do nosa działa bakteriobójczo - to jedna z bardzo wielu właściwości żyworódki. Odkryłam jednak inne korzystne działanie , o którym nie piszą w sieci -  zaaplikowanie 2-3 kropel  soku do nosa pobudza odruch kichania!  Są dzieci, które  kichają wówczas raz po raz – pozbywając się przy okazji wydzieliny – a nam musi wystarczyć 2-3 razy. I tak w kopercie żyworódka pierzasta podróżuje sobie po kraju przynosząc ulgę dzieciom kolejnych znajomych.


Rozmnóżk i- widoczne na liściu - mają od razu korzonki, zatem  po strąceniu do ziemi w doniczce natychmiast  tworzą nowe roślinki

Odrywam 1 listek, myję pod bieżącą wodą i miażdżę, a uzyskany sok zakraplaczem do oczu aplikuję Hani do nosa (po 2 krople 2x dziennie).

Mając nadmiar żyworódki zrobiłam całą butelkę soku – można ją długi czas przechowywać w lodówce (po dodaniu  1/5 objętości spirytusu) – wtedy do picia nadaje się już wyłącznie dla dorosłych.

Żyworódka, tak jak aloes, to oczywiście roślina lecznicza - więcej o jej szerokim zastosowaniu  - w sieci:)